
Kilka dni przed świętami:
-Mami.. Kupmy nową formę do babki..
-Po co?
-Jak to? Żeby upiec babę na święta..
-Ale babkę kupimy, tam gdzie zawsze.
-Phi! ZAPOMNIJ...
Wypieków wielkanocnych ciąg dalszy.. Ale nie martwcie się - nie będę Was męczyć świątecznymi słodkościami do maja;) To już ostatnia część mojej 'wielkanocnej relacji'.
Tym razem kolej na babę. Nie byle jaką babę, a 'Babę szafranową niezwykle odświętną'. Nie byle jaką babę, a moją pierwszą, drożdżową.
Jak widzicie, bardzo zaskoczyłem mamę swoim pomysłem. Sam nie wiem dlaczego. Owszem, nie wspominałem jej o moich zamiarach, jednak już wiele tygodni wcześniej rozpocząłem swoje poszukiwania tego jedynego przepisu.
Przyjąłem jedno podstawowe kryterium: duuużo żółtek..gdyż w moim mniemaniu, o jakości baby, świadczy właśnie ilość żółtek. (Szczerze? Nie wiem czy słusznie.. Niech ktoś ewentualnie wyprowadzi mnie z tego błędu..)
Pierwszy wybór padł na parzoną babę Ćwierczakiewiczowej. Kopa żółtek do mnie przemawiała..i to jak!! (oczywiście nie planowałem robić jej z całego przepisu, jednak sam stosunek żółtek do mąki był bardzo zachęcający). Gdy jednak postanowiłem zmierzyć się z tym przepisem, tj przeliczyć te wszystkie garnce, czy łuty na normalne jednostki, trochę się pogubiłem. W żaden sposób nie pomagał mi także jakże obrazowy sposób doboru właściwej temperatury pieczenia: "W piecu palić drewnem sosnowem, drobnem, w długie bardzo kawałki rąbnem, żeby wszędzie płomień piec ogarnął. Gdy się w piecu wypali, rozgarnąć węgle po całym trzonie, rurę, drzwiczki i wszelkie lufta pozamykać, a gdy się węgle spopielą, wymieść do czysta popiół [...]"...
Przyznaję, stchórzyłem.. Stwierdziłem, że na swoją debiutancką babę drożdżową, muszę wybrać coś bardziej jasnego i pewnego;) Wybór padł na babkę szafranową
Polki.
Nie obyło się jednak bez pewnych zmian, bardziej lub mniej zamierzonych.. Piekąc z połowy porcji, zamiast 12 żółtek..użyłem 16. To był pełen spontan, po prostu moja mama potrzebowała kilka białek, to ja bach, i żółtka w babce;)
Druga zmiana dotyczyła ilości szafranu. Po przeliczeniu 6g tej 'najdroższej przyprawy świata', na 0,12g torebeczki, które zwykłem kupować, aż zakręciło mi się w głowie. Koniec końców stwierdziłem, iż wydatek ponad 100zł, dla uzyskania pięknego, żółtego koloru, nie byłoby zbyt roztropne. Dodałem jedno opakowanie szafranu - może i baba nie jest tak śliczna i żółciutka, jak mogłaby być, ale aspekt ekonomiczny wziął górę;) (A dzięki dodatkowi tych cudnych niteczek, nawet w takich śladowych ilościach, wciąż mogę ją nazywać babą szafranową;))
Pewien problem pojawił się także przy wyrastaniu zaczynu. Mimo iż przygotowałem go w naprawdę dużym dzbanku, 1/3 po prostu mi uciekła. Chciałem ratować sytuację dodając odrobiną drożdży suszonych...ale takowe mi się skończyły.
'Najdramatyczniejsze' wciąż było jednak przede mną.. (Należy tu wspomnieć, iż w natłoku świątecznych zakupów i spraw do załatwienia, w końcu zapomniałem o nowej formie, tak że musiałem zadowolić się starą, niezbyt pojemną).
Widząc objętość ciasta po pierwszym wyrastaniu, nieco się przeraziłem. Było go straaasznie dużo. Zdecydowałem się podzielić ciasto: 2/3 przełożyłem do babkowej formy,a z reszty upiekłem marcepanowe bułeczki;) Jakie było moje zdziwienie, gdy po godzinie drugiego wyrastania, szmatka którą przykryłem babkę...lewitowała nad formą. A to za sprawą ciasta, które w oka mgnieniu tak wyrosło. Po włożeniu do pieca (żeby babka się w ogóle zmieściła, musiałem raszki wsunąć na najniższy poziom) po paru chwilach, baba zajęła całą wysokość piekarnika...
Wyglądała komicznie..przerost treści nad formą..dosłownie;)))
Efekt końcowy był jednak cudowny. Babka jest niezwykle puszysta, leciutka. Nie jest zbyt słodka, dzięki czemu, świetnie się nadaje na zakończenie świątecznego deseru, gdy komórki naszego ciała są wrecz wypchane cukrem pochodzącym z serników, mazurków i innych smakołyków. Polecam!!! Tylko jedna uwaga, następnym razem dałbym dużo więcej bakalii, gdyż giną one przy takiej objętości ciasta..

Baba szafranowa niezwykle odświętna (zrobiłem z połowy porcji)
(przepis, z własnymi zmianami, cytuję za
Polką)
*1kg mąki pszennej
*300ml mleka
*300g cukru
*400g masła
*24 żółtka (piekąc z połowy porcji, dałem 16)
*150g drożdży
*12g szafranu (dałem 0,12g)
*60ml spirytusu (dałem łyżeczkę, tak żeby namoczyć szafran)
*2 łyżki stołowe rodzynek
*2 łyżki stołowe kandyzowanej skórki pomarańczowej
*pół szklanki rumu do namoczenia rodzynek
*1 łyżeczka soli
*2 duże formy do pieczenia
*masło do wysmarowania form
*odrobina mąki do wysypania form
Z drożdży, 4 łyżek cukru, ciepłego mleka i 2 łyżek mąki przygotowujemy zaczyn. Przykrywamy lniana ściereczką i zostawiamy na godziną do wyrośnięcia.
Szafran zalewamy spirytusem i zostawiamy na godzinę.
Rodzynki i skórkę zalać rumem i odstawić na pół godziny.
Masło stopić (uważać, żeby masło nam się nie zagotowało!)
Żółtka ucieramy z cukrem do białości (wtłaczamy powietrze co zapewni babie puszystość), dodajemy wyrośnięty zaczyn i przesiana mąkę. Wyrabiamy. Gdy ciasto zacznie odstawać od rak (u mnie po ok godzinie) dodajemy stopione i schłodzone masło. Ciasto ponownie wyrabiamy, po czym dodajemy odcedzone rodzynki i skórkę oraz szafran razem ze spirytusem. Ciasto wyrabiamy tak długo, aż będzie gładkie i lśniące. (Odstawiłem ciasto na godzinę, do wyrośnięcia).
Formy do pieczenia bab smarujemy masłem i lekko posypujemy mąką strzepując jej nadmiar. Wypełniamy ciastem do 1/3 wysokości, przykrywamy ściereczkami i zostawiamy do wyrośnięcia (u mnie drugie wyrastanie).
Gdy ciasto podwoi swoja objętość, pieczemy przez 1 godzinę w temp. 180 st.C.
Babę można polukrować lub posypać cukrem pudrem.

Źrodło: 'Kuchnia Kresowa z Podlasia' Adrianna Ewa Stawska